O kalendarzu i terminach robót słów kilka

Czy można wybudować dom w ustalonym terminie? Oczywiście tak.
A ile jest takich budów?surprise
Wiadomo… Winni są fachowcy. Szczególnie instalatorzy wink
Ale dlaczego tak się dzieje? 
Warto spojrzeć na to trochę z innej strony.

Przeciętna firma instalacyjna, działająca na rynku klientów indywidualnych, realizuje rocznie od kilkunastu do kilkudziesięciu instalacji. A te instalacje wykonuje od jednej do kilku ekip montażowo-instalacyjnych.
Jak się to rozkłada w czasie? Na pewno nie tak, jak by firmy instalacyjne chciały.
Ale sezonowość robót w budownictwie była, jest i będzie. 
 
Kiedy mamy środek zimy – to mało kto myśli o instalacjach. Za oknem mróz, kto miał założyć ogrzewanie, ten już założył, a kto nie zdążył lub zrezygnował, ten odkłada decyzję o instalacji na potem.
 
Następnie przychodzi wiosna, tają śniegi 🙂 i można wbić pierwszą łopatę, ruszyć z budową, albo z tynkami lub wstawianiem okien. Na instalacje mamy jeszcze czas.
 
Wiosna nagle wybucha, słoneczko zaczyna grzać i zbliża się lato. Inwestorzy podejmują decyzję o instalacji klimatyzacji, którą sobie obiecali już w ubiegłym roku, a i w poprzednim też. Rusza więc sezon klimatyzacyjny, ale o ogrzewaniu nikt jeszcze nie myśli. No prawie nikt. Ktoś tam się zawsze trafi 🙂
 
Przychodzi lato i wakacje. Im większe upały, tym większy ruch w klimatyzacji, ale jak ktoś nie „pęknął” do końca lipca, to klimatyzację odłoży na następny rok.
Dla branży grzewczej lato mija powoli i leniwie. Coś tam się oczywiście dłubie, ale latem trzeba przecież też odpocząć. 
Niestety podczas urlopu, czas gwałtownie przyśpiesza.
 
No i mamy 1 września i pierwszy dzwonek. Podręczniki, nowy plan zajęć nie tylko dla dzieci, ale i dla całej rodziny, pierwsze zebranie w szkole i… połowa września, w końcu można, a nawet trzeba, zabrać się za budowę. Za chwilę będzie zimno.
No i zaczyna się młyn, który trwa od połowy września do świąt, a pewnym rozpędem, do drugiej połowy stycznia.
 
Przez trzy, może cztery miesiące, taka przeciętna firma instalacyjna realizuje połowę swoich instalacji, jak nie więcej.
 
Taki jest rynek, więc trzeba się dostosować i cieszyć się, że jest klient i jest robota.
Zakasać rękawy, trochę podkręcić tempo, wydłużyć w zegarku godziny i będzie OK. Ze wszystkim się zdąży. 
Nie do końca.
 
Otóż instalator jest tylko trybikiem w całej maszynie, jaką stanowi budowa domu, i chyba tym trybikiem, który zawsze musi czekać na inne trybiki.
 
Spójrzmy na technologię i kolejność robót.
Kiedy mamy już SSO, to najpierw czekamy na montaż okien, bo nie wejdziemy z materiałami do otwartego budynku.
 
Teraz, może nam się udać, jeden, jedyny raz nie czekać i wejdziemy z instalacją wod-kan. Potem już bedzie gorzej 🙂
 
Aby ruszyć z instalacją grzewczą, np. układaniem podłogówki – już czekamy.
Najpierw czekamy na elektryka.
Potem czekamy na tynkarzy.
A dalej na ułożenie izolacji poziomej (styropianu) o ile nie układamy go sami.
 
Wchodzimy z podłogówką i…. dalej czekamy. Na wylewki. 
Jak jest wylane to już wchodzimy dalej z robotą??? Nie, nie, nie.
 
Czekamy dalej, aż ekipa od wykończeń położy płytki w kotłowni, aby wstawić tam pompę ciepła, kocioł, zasobnik.
 
Wstawiamy więc pompę, montujemy i….
Czekamy dalej na elektryka, który poda stałe zasilanie na rozdzielnicę, bo przecież nie będziemy uruchamiać pompy za 30 tys zł na przedłużaczu.
Albo na gazownię, która poda gaz, aby można było zrobić rozruch kotła.
Czekamy też na wodę z wodociągów, aby wypłukać instalację, albo uruchomienie hydroforu i pompy w studni.
 
Kiedy nasza pompa ciepła działa, grzeje, buczy, to już koniec, co nie? …..Nie, nie.
Czekamy dalej na wygrzewanie posadzki, płytki, panele i co tam jeszcze, na malowanie ścian i sufitów.
Na wszystko inne, by na koniec, przykręcić ostatni termostat na ścianie i ostatni anemostat w suficie.
A wreszcie by dmuchnąć centralą wentylacyjną, bo przy tych wszystkich tynkach, gładziach, gipsach, pyłach, trudno by pracowała.
I na koniec, by na spokojnie wytłumaczyć użytkownikowi jak to wszystko działa.
 
Ktoś powie, że to oczywista oczywistość, i taka jest specyfika budowy. Że nie da się kłaść podłogówki po wylewkach, ani kłaść płytek pod zasobnikiem cwu.
Oczywiście tak jest.
Tylko, że wszystkie te ekipy są na budowie jeden raz.
Ci co montują okna, zamontowali co mieli zamontować i pojechali na następną budowę.
Tynkarz wytynkował co miał wytynkować i jedzie dalej.
Płytkarz położył płytki gdzie miał położyć i na budowę już nie wraca.
A instalator jest od pierwszej rurki do ostatniego termostatu na ścianie.
I cały czas cierpliwie czeka.
 
Wyobraźmy sobie, że każda z tych ekip, na które czeka instalator, poślizgnęła się tylko o jeden dzień. Albo tylko jedna z nich zawaliła kilka dni, tydzień. Np. brak zasilania do rozruchu pompy, płytkarz nie zdążył położyć płytek w kotłowni, nie ma wody na budowie by przepłukać i uruchomić instalację.
I do tego mamy listopad, szczyt sezonu, za oknem pierwsze przymrozki, a przed instalatorem lub firmą jest wykonanie jeszcze 5-10 instalacji.
 
Firma, która ma kilka ekip jest w dużo lepszej sytuacji.
Ale co ma zrobić instalator, który pracuje sam, z jednym pomocnikiem lub z dwójką?
Przesunąć tego spóźnionego klienta na styczeń?
Czy też wykonać 5 telefonów i każdego z klientów przesunąć o tydzień?
Spróbować wejść na inną robotę wcześniej?
Ale na tą co trwa kilka dni, nie da się jeszcze wejść.
A na tą, co się da,  trzeba poświęcić tydzień, półtora.
 
Cały kalendarz rozsypuje się jak domek z kart.
Trzeba na bieżąco analizować sytuacje, pchać roboty do przodu i… dokonywać pewnych wyborów. 
Ten chce się wprowadzić na święta, więc trzeba uruchomić ogrzewanie.
Ten chce tylko instalacje w tym roku i wylewki – może poczekać.
Podłoga grzeje? ok… Termostaty i siłowniki w szafkach można zamontować później.
 
Brutalne? … Tak. Ale takie czasem są realia. 
Bo instalator, niczym ta żaba z kawału, nie może być mądry i piękny. Nie rozdwoi się.
 
Takie nerwowe sytuacje zazwyczaj są pod sam koniec budowy.
Oczywiście klient ma zawsze rację. Bo co to konia obchodzi, że się wóz przewrócił?
Jak ktoś zobowiązał się do wykonania instalacji w konkretnym terminie, i bierze za to pieniądze, to ma się z tego wywiązać.
Jak nie, to mamy go pełne prawo pogonić z budowy.
Ale warto wtedy sięgnąć pamięcią wstecz i zastanowić się, czy aby w całym procesie inwestycji, ten instalator też na nas nie czekał. Cierpliwie. I dać wtedy nieco na luz 🙂 
 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *